W dobie powszechnej automatyzacji w zasadzie 95% produkcji realizowana jest za pomocą automatów montażowych/produkcyjnych. Zatrudnianie ludzi przy produkcji jest nieopłacalne, chociażby tylko dlatego, że maszyna wykona tą samą pracę o wiele szybciej, dokładniej, taniej i może pracować przez dobę na okrągło a o urlop nie prosi. Stąd właściwszym miejscem dla człowieka są usługi związane z projektowaniem, uruchamianiem czy serwisem takich maszyn. To, że główne zajęcia związane są z usługami (no, może nie takimi akurat, jak wymieniłeś) i odejściem od produkcji wydaje mi się naturalną konsekwencją.
Nie każdy, siedzący przed komputerem śledząc notowania potrafi zarobić - bo tam, żeby ktoś mógł zarobić ktoś inny musi stracić. Natomiast co fakt - to fakt - osoby takie nie wytwarzają dóbr sensu stricte. Kiedyś nawet widziałem taki "pasek" Scotta Adamsa (satyryk i rysownik komiksów z Dilbertem), na którym Piesbert, na posiedzeniu zarządu swojej firmy mówi do zebranych:
- To, co produkuje nasza firma nie ma najmniejszego znaczenia. Zamierzam sprzedać udziały w firmie, potem ogłosić restrukturyzację a następnie odkupić te akcje po niższej cenie...
Natomiast - nad czym ubolewam - edukacja finansowa w naszym kraju jest niemal zerowa. Znajomość rynków finansowych jest niemal obligatoryjna. Dla przykładu - pewnie niewielu przeciętnych zjadaczy chleba interesuje się tym, jak działa nasz system emerytalny. Otóż, co miesiąc płacony jest haracz - składka emerytalna do ZUS. Za tą kwotę urzędnicy kupują obligacje Skarbu Państwa (oczywiście po potrąceniu swojego honorarium i opłaty za "zarządzanie"). Ja na przykład zupełnie nie rozumiem, dlaczego średnio rozgarnięty człowiek nie mógłby iść sam i za całe pieniądze składki kupić tych obligacji? Otóż nie, jest przymus i koniec, urzędnik też się najeść musi.
Jeżeli ktoś na poważnie myśli o emeryturze i odkłada coś na starość po prostu musi znać zasady działania rynków finansowych. Oszczędzanie w wydaniu obecnym - czyli poprzez kupowanie obligacji - jest pomylone. Przede wszystkim dlatego, że zysk z obligacji jest żaden i w dodatku uzależniony od wypłacalności (jednego a nie kilku) Skarbu Państwa.
Pierwszą, niemal kluczową rzeczą jest dywersyfikacja, której w obecnym systemie emerytalnym nie ma.
A w świecie oszczędności - jeżeli zależy nam, by to, co ma nam wystarczyć na starość nie podlegało zubożeniu wskutek spadków wartości inwestycji (kursy akcji, obligacji, rynków surowcowych, złota + metali szlachetnych, kursów walutowych, nieruchomości, itd.) musimy śledzić co się dzieje z rynkami. Chyba, że ktoś dalej jest na etapie bajek, że państwo mu cokolwiek zapewni
W kwestii artystów ciekawe jest to, że w USA istnieje sobie prywatne Hollywood, które kręci dobre filmy - jeżeli wytwórnia robiłaby zły towar - to siłą rzeczy by splajtowała i przestała istnieć. U nas - w soc-raju - jest jak jest - bo mecenatem i sponsoringiem sztuki zajmuje się minister i jego świta. Taki system może nam co najwyżej dać "rzeźby współczesne z dreblinek do kombajnów" jak w "Nie lubię poniedziałków" S. Barei
) Za płótno dobrego artysty trzeba naprawdę słono zapłacić. Tyle, że w kwitnącym soc-raju dzieci dobrego artysty być może nie dostałyby się na studia ze względu na inteligenckie pochodzenie
Chyba, że ów artysta byłby pokroju p. Szymborskiej wypisującej peany na cześć tow. Stalina