Dr. House miał fabułę główna i poboczną. Serial był pod tym względem zajebisty, bo każdy odcinek był osobną historią (pacjenta, przypadku), ale miał też fabułę główna, czyli te jego uzależnienie od vicodinu i romans z dyrektorką szpitala. Jak ktoś oglądał co 3-4 odcinek (jak ja) to wiele nie tracił.