Mam wrażenie, że po tym wątku zaczyna krążyć "czarna Wołga"...
Jakieś podziały, strach przed rejestracją, łuk jako broń, to i tamto zabronią, sratatata...
Sorry za słowa, ale uśmiałem się do łez czytając ten wątek od początku. To jak dzielenie skóry na niedzwiedziu polarnym podczas nurkowania w Egipcie.
Po pierwsze. By wprowadzić bowhunting jako legalne zajęcie potrzeba przepisów. I ludzi, którzy potrafią je napisać.
Po drugie. Trzeba znaleźć czas na to, by do perfekcji móc dopracować ich propozycję.
Po trzecie. Trzeba mieć możliwości i kontakty, by zrobić odpowiednie lobby w PZŁucz, PZŁow i pewnie kilku partiach politycznych głosujących takie ustawy
Po trzecie. By to zrobić potrzeba przygotować tony ekspertyz i wyników badań mówiących (kolokwialnie): "bowhunting jest ok"
Po czwarte. Trzeba zrobić plecy/kontakty w zagranicznych instytucjach bowhunterskich, najlepiej świeżoupieczonych, by skorzystać z ich doświadczeń, kontaktów i wsparcia instytucjonalnego i merytorycznego w przepchnięciu takowej inicjatywy.
Co to realnie oznacza w moich oczach? Jeśli z naszymi zapędami i zapałem przejdziemy przez punkt 1,2,3 i 4, to i tak wszystko może wziąć w łeb, bo jakiś Gosiewski czy inny Schetyna nie przyjdzie na głosowanie.
Przestańcie się więc gorączkować. Nikt Wam(nam) nie zabierze łuków albo każe zasuwać na strzelnice z atestem. A jeśli bowhunting stanie się legalny, to i tak wolno Wam będzie użyć Waszych zabawek do polowania tylko po zdaniu odpowiednich egzaminów/kursów. A i tak w najlepszym wypadku uda się zalegalizować to za 5-10 lat.
Wyluzujcie więc, proszę