Witam,
Troszkę temat odgrzeję...
Właśnie, jakoś tak się niechcący stało, że będąc w podróży natrafiłem na miesięcznik "Brać łowiecka" i czytałem artykuł, o którym pisał Sobek podaj dwie strony wcześniej. A o ile dobrze się domyślam jest też jego autorem...
W wywiadzie, który warto przeczytać, prof. Dzięciołowski podaje coś bliskiego mojemu sercu, a mianowicie model myśliwstwa skandynawskiego:
...myśliwy skandynawski, ruszając na cały dzień z bronią do lasu, często wraca z jednym bielakiem i mnóstwem wrażen wynikających z obcowania z przyrodą.......przede wszystkim myśliwi traktują polowanie w sposób bardzo praktyczny - dla nich jest to sposób zdobywania dziczyzny. Nie istnieje tam kolekcjonowanie trofeów, które jest źle przyjmowane przez społeczeństwo...
U nas ten model myśliwski wygląda nieco inaczej - na przykład w innym artykule "Hubertus w Spale" dwustu myśliwych wyruszyło na wspólne łowy. Upolowali
...jelenia, dziewięć dzików, trzy sarny, cztery lisy, sto cztery bażanty i dwie kaczki. Po zapaleniu pochodni wokół pokotu i odegraniu sygnałów myśliwskich, którymi złożono hołd ubitej zwierzynie....Co mi się rzuciło w oczy, to fakt, że pomiędzy barwnymi i ciekawymi artykułami (i gdzie niegdzie umieszczonymi reklamami akcesoriów służących do spożywania alkoholu) w czasopiśmie pojawiają się głosy jasno mówiące o tym, że w myśliwstwie niezbędne jest wprowadzenie zmian. Tak więc myślę, że w pewnym stopniu zaakceptuje ono istnienie odmiennych od obecnego modeli.
Niedoskonałe są przepisy prawne dotyczące ewidencjonowania wydawanych upoważnień na polowania, o czym w liście otwartym do ministerstwa, publikowanym na łamach miesięcznika pisze prof. Nowicki. Uściślenia wymagają przepisy dotyczące kynologii, można by tak wiele wymieniać...
Skąd się to bierze? W którymś z artykułów w BŁ jeden z czytelników moim zdaniem słusznie zauważył, że ludzie zbyt gonią w życiu. Mają, co prawda wiedzę, ale zupełnie brak im czasu, aby podzielić się tą wiedzą. W chaosie codzienności ich obcowanie ze sztuką łowiecką jest ograniczone do minimum, czyli polowania.
A propos myśliwych "dewizowych", o których pisał Kissielec. Z jednej strony mamy koła łowieckie, które walczą o przetrwanie i przymykają oczy na dewizowców. Z drugiej strony, Polak, którego najdzie chęć zapolowania z łukiem jedzie do Namibii czy gdziekolwiek gdzie bowhunting jest legalny i tam zostawia swoje dewizy (lub też robi to nielegalnie)... Ot, taka refleksja.
Miałem też w rękach inny miesięcznik - Łowcę Polskiego. Tam publikowany był artykuł jednego z czytelników opisujących jak odbywał się jego staż. Czytając go byłem zszokowany. A mimo tego, co przeczytałem, myślę, że jednak warto będzie spróbować dostać się na taki staż. Przepisy wcześniej czy później się zmienią, co do tego nie ma wątpliwości i warto być przygotowanym. W innym wypadku pozostanie żałować, że można było w życiu zostać bowhunterem ale się przegapiło okazję. Nawet, gdybym miał biegać z lasu po flaszki do sklepu, dawać kasę na jakieś tam budowle myśliwskie itd. No, zastanawiam się tylko co z wątrobą...
A to na zakończenie:
"...do polowania należy przygotować się, jak do randki z kobietą marzeń. Po pierwsze jedziesz sam. Ponadto już wcześniej myślisz, jak będziesz się zachowywał. Dbasz o to, żeby się nie spóźnić, wkładasz odpowiedni strój td. Słowem: starasz się jak najlepiej przygotować. Byłem zadowolony, że ktoś w taki sposób tłumaczył mi łowiectwo, a nie posłużył się np. tekstem "nie wypijesz, nie zabijesz".Myślę, że ilu nas by nie było, to każdy z nas kochałby się z tą kobietą na swój sposób i na swój sposób zachwycałby się jej urodą. Nie ustalimy demokratycznie na jaki sposób powinno się postrzegać polowanie.
@Tomo, Adam
Przyznam szczerze, że zupełnie nie mam pojęcia, co miałaby zmienić samym zwierzętom ta siatka, o której piszecie.
[...]Ja nie miałbym nic przeciwko temu, by jedynym dostępnym mięsem była dziczyzna - i to upolowana osobiście przez chętnego smakosza. To byłoby najbardziej naturalne i ludzkie.
A tzw. miłośnicy...lub eko-cośtam, niech konsekwentnie zostaną wegetarianami, bo w zafoliowanych torebkach z salami czy wędzonym boczusiem - jest nieporównywalnie więcej strachu i cierpienia niż w dziczyźnie.
[...]
Tutaj ruszyłeś ciekawe tematy. Do zastanowienia daje to, że w zasadzie gro społeczeństwa kultury europejskiej żywi się produkowaną żywnością. Wczoraj miałem okazję rozmawiać z Birmańczykiem, który opowiadał, że u nich zazwyczaj nie trzyma się żywności w lodówkach. I to w dodatku przez ponad trzy miesiące
Zaczyna się od człowieka, który - na przykład - łowi ryby. Złowioną rybę zawozi na lokalny targ. Tam ją porcjuje i sprzedaje klientom. Taka ryba bez dwóch zdań będzie smakować lepiej niż popularna Panga, którą hoduje się w... (a co ja będę się rozpisywał - pierwszy lepszy link z googli
http://tinyurl.com/yz7dno6 )
Tak samo kawa - na lokalnym markecie ziarenka kawy opala się na czymś podobnym do patelni, wsypuje do młynka, i dostaje świeżo paloną i mieloną kawę.
Nie powiem, ale tego im zazdoszczę
Mi również wydaje się lepszym rozwiązaniem wypuszczenie przyszłego jedzenia do np. lasu i niech tam sobie zwierzątko spokojnie pożyje (żywiąc się naturalnym pokarmem) zanim zostanie zabite i zjedzone niż trzymanie zwierzaka w klatce (tuczone na szybkiego z dodatkiem antybiotyków) - wszak w obu przypadkach czeka je taki sam koniec. Podoba mi się pomysł, że jedynym osiągalnym mięskiem mogłaby zostać dziczyzna.