Owszem, często robię sobie żarty - dla ożywienia i ubarwienia dyskusji.
Ale tym razem się wkurzyłem.
W każdym większym sklepie łuczniczym na świecie można kupić niepraktyczne dziwadło w postaci łuku japońskiego, który nie miał żadnego znaczenia dla świata - bo nigdy nie był używany poza odizolowanymi małymi wysepkami gdzieś na wschodnim skraju świata.
Za to Japończyków podziwiam - potrafili wypromować swoje, nawet jak niczym się to nie wykazało w historii, ani nie ma dziś żadnego znaczenia praktycznego - bo ani to wygodne, ani celne, ani szybkie.
Lecz te same japońskie dziwadła są w polskich sklepach łuczniczych - a nie ma w nich łuków polskich (bo brak chętnych) - i to już to wstyd, drodzy polskojęzyczni. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do kompletnie nieistotnych dla historii świata łuków japońskich - wojownicy z łukami polskimi decydowali o losach Europy.
Jeżeli ja zamawiam w Polsce strzały z lotkami w kolorach białym i czerwonym - i muszę długo czekać, bo te kolory W POLSCE nie są popularne - to wstyd, drodzy polskojęzyczni.
Jeżeli pomijając urzędy tylko na moim domu dumnie łopotała flaga biało-czerwona - to wstyd, drodzy polskojęzyczni. W Norwegii flaga norweska jest przed każdym domem, na specjalnie przygotowanym maszcie. Jeszcze większy wstyd, gdy przychodzi do mnie strażnik miejski i każe mi flagę zdjąć, bo nie ma święta państwowego. Tak jakby barwy narodowe mojej Ojczyzny były ekskrementem, który należy szybko uprzątnąć, by nie raził poczucia "estetyki" polskojęzycznych.
Wkurzyłem się na tyle, że jadę do Krakowa, by zrobić zdjęcia tego polskiego łuku i zamówić sobie jego kopię. O ile ktoś mi ją wykona. Mam nadzieję, że jednak ktoś wykona - w końcu oprócz polskojęzycznych są tu jeszcze jacyś Polacy.