Dziwna trochę ta Twoja teoria. To jakbyś próbował udowadniać, że Fiat 126p, chociaż często się psuje, to części do niego są niedrogie. Ja sobie przedkładam niezawodny sprzęt nad niedrogie części.
Niczego nie próbuję udowodnić, a już zupełnie nie pojmuję porównania z maluchem. Wadą tej konstrukcji jest system stalowych kabli z kotwiczkami, które
czasem mogą się zrywać. Ale nie demonizujmy - wielu użytkowników strzelających rekreacyjnie nigdy się z tym problemem nie spotkało. W moich dwóch "kotwiczkowych" łukach, konieczność wymiany pojawiała się średnio po ok. 3-4 latach intensywnej eksploatacji. Wyjątkiem była pierwsza Nova, w ktorej kable poszły po roku. Ale nie wiem, ile strzelał na nich poprzedni właściciel. Być może były niewymieniane od początku, więc miały prawo się zużyć - to normalne.
Jak dotąd moje dorabiane kotwiczki nie nawalają - wymienia się je przy okazji zużytych kabli i cięciw. I ten wynik wcale nie odbiega od typowego okresu serwisowania każdego łuku bloczkowego, w którym też demoralizuje się moralnie się kabel czy cięciwa. Oczywiście, jeśli ktoś strzela intensywniej, musi wymieniać cięciwę raz w roku, odpowiednio częściej również kable. I to też normalne, bez względu na wiek łuku.
Zmierzam do tego, że
każdy łuk wymaga okresowego serwisowania, wymiany kabli, cięciwy, itp. Chciałbym więc, żebyśmy w tym wątku uniknęli dowodzenia błędnej tezy, że kupując starszy łuk skazujemy się na ciągłe wizyty w serwisie, a nowy sprzęt jest zupełnie bezobsługowy. Po prostu nie ma łuków absolutnie niezawodnych ani takich, które nie wymagają okresowych wymian części eksploatacyjnych. I warto to uświadomić każdemu potencjalnemu nabywcy - także nowego topowego modelu łuku.
Po trzecie wreszcie, jak zachodzi konieczność wizyty w serwisie, można skorzystać z usługi, albo zrobić to samemu. Tanio i równie dobrze, a może i lepiej (w przypadku PSE Nova o tym poniżej) - jeśli ktoś potrafi. A bezsprzeczną zaletą drugiego rozwiązania jest naprawdę dobra znajomość własnego łuku i jego regulacji.
Możesz przybliżyc ten proces.
Pewnie, że mogę, choć naprawdę nie wiem, jak zrobić to korespondencyjnie. Dobry materiał, pilniki, imadełko i ... trochę własnej pracy. Ot i cała filozofia. Pierwszą zerwaną kotwiczkę wymienił mi Vinc, z kolejnymi radzę sobie już sam. Nie mam żadnych rysunków, ale może pomogą zdjęcia. Przepraszam za jakość, nie mam teraz warunków do zrobienia lepszych fotek:
Po prawej oryginał, a po lewej kotwiczka domowej roboty. Główną przyczyną problemów jest słaby materiał użyty do wyrobu fabrycznego elementu w połączeniu z zastosowanym sposobem jego mocowania. To samo rozwiązanie jest we wszystkich "kotwiczkowych łukach", z którymi się zetknąłem. Znacznie lepsze efekty można uzyskać wykonując kotwiczkę z mosiądzu - na przykład popularne stopy CuZn33 czy CuZn40 na wyroby ciągnione. W ostateczności nadadzą się także miedzionikle typu CuNi2Si i CuNi1,5Si oraz dobre brązy fosforowe. Należy unikać znali (ZnAl), które nie lutują się i mają wszystkie wady oryginalnej kotwiczki.
Dorabiana kotwiczka ma nieco głębiej podpiłowane "uszy". Ten zabieg miał na celu doprowadzenie elementu do tej samej masy co oryginał. Fabryczna kotwiczka jest zalewana i zaciskana na kablu na gorąco, a słaby materiał powoduje nietrwałość tego połączenia w warunkach silnych i częstych dynamicznych obciążeń (jak to w łuku). Mosiężne kotwiczki też są mocowane na gorąco i zaciskane, ale dodatkowo zastosowałem lutowanie. Vinc mocował je zwykłym lutem cynowo-ołowiowym. Ten materiał ma tendencję do luzowania się. Ale choć kabel po dwóch latach wysunął się o niecały milimetr, połączenie okazało się wystarczająco trwałe.
Ja przy pierwszej naprawie użyłem spoiny o wyższej jakości: bezrtęciowa o zwiększonej zawartości bizmutu i antymonu. To specjalistyczny, trudno dostępny lut. Dlatego przy kolejnym serwisowaniu użyłem popularnego stopu lutowniczego bezołowiowego SnAgCu, pracującego w temperaturze ok 220°C.
Na koniec kilka uwag technicznych:
- należy wybierać materiał spoinujący o jak najmniejszej zawartości cyny, która łatwo ulega nieodwracalnym procesom niszczącym w niskich temperaturach.
- lutowanie powinno być przeprowadzone szybko, w taki sposób, aby zminimalizować przegrzewanie kabla.
- w przypadku użycia palnika, należy pracować punktowo i nie nagrzewać niepotrzebnie splotów linki.
- do odbierania nadmiaru ciepła z kabla najlepiej użyć kawałka aluminium, który zamocowany 3-4 cm za miejscem pracy będzie pełnił funckję radiatora.
- reklamowane żywice typu "spaw na zimno" nie nadają się do klejenia kotwiczek. Eksperymentował z tym materiałem znajomy - efekty są bardzo dobre, ale... krótkotrwałe niestety.
Mam nadzieję, że ten opis nieco rozjaśnił temat majsterkowiczom
(ciach)...zmęczenie materiału czasami używany łuk latami służył bez problemu a za następnym strzałem już u nowego właściciela strzela ramię, to też trzeba wkalkulować przed zakupem takiego łuku.
Problem pękających ramion dotyczy chyba w równym stopniu łuków nowych. Nawet na tym Forum wielokrotnie o tym pisano i nie będę przytaczał poszczególnych przypadków, żeby nie zrażać nikogo do jakiejś konkretnej firmy. Dla zainteresowanych jest szukajka. W każdym razie nie da się tych awarii nowego sprzętu wyjaśnić zmęczeniem materiału po wielu latach. Wady fabryczne?
Co do starych łuków, nie mam żadnych danych porównawczych i jedyne na czym mogę się opierać to znajomi. A w tym kręgu właściwie każdy miał kiedyś łuk używany. Nie słyszałem jednak, żeby komuś ramiona pękły. Może z wyjątkiem... mojego własnego łuku. Nie pękł co prawda, ale kupiłem go z rozwarstwionym laminatem na górnym ramieniu. Jednak brałem sprzęt z pełną świadomością jego stanu i za baaaardzo niską cenę. I mimo tej wady służył mi niezawodnie aż do wymiany na mój pierwszy PSE Nova.
Być może nie mam wystarczającej wiedzy praktycznej, ale moim zdaniem w starszym łuku znacznie większe znaczenie od hipotetycznego zmęczenia materiału ma sposób obchodzenia się ze sprzętem. A szczególnie "suche strzały". Ryzyko zawsze istnieje, ale nie przesadzajmy. Trzeba pamiętac, że za używany sprzęt o którym piszemy w tym wątku, płaci się 20-50 proc. ceny nowego łuku średniej klasy. Można więc sporo zaoszczędzić. A ryzyko można sprowadzić do absolutnego minimum kupując sprawdzony model uznanej firmy z dobrych rąk. Dlatego dzisięcioletniego Browninga czy PSE odkupić warto, a rocznej Cobry na pewno brać nie należy. Nie trzeba bać się ramion starych łuków. Pisał zresztą o tym niedawno Mathews:
ramiona łuku bloczkowego są " dożywotnio" sprawne i dotąd nie widziałem jeszcze wyeksploatowanych.Chyba,że złamane. Przepraszam, że wyszło tak dużo, ale zostałem wywołany do wyjaśnienia trzech kwestii. Reasumując, przy starszych łukach serwis nie jest wcale taki straszny, kupując je oszczędza się całkiem sporo, a od zmęczenia materiałów znacznie ważniejszy jest dla mnie stosunek do sprzętu byłego właściciela niż zmęczenie materiału. Sam miałem kilka łuków używanych i wciąż podtrzymuję swoje zdanie, że to bardzo dobre rozwiązanie dla początkującego łucznika. I to nie tylko ze względu na finansowe oszczędności.