Witam,
Tydzień po Mistrzostwach Polski wybraliśmy się do Rzeszowa. Jakby nie było mówimy o pierwszej tego typu imprezie w skali Świata (a przynajmniej FITY).
Organizatorzy, a w szczególności pan Jacek Trojnar, zrobili wszystko, by "umedialnić" łucznictwo jako sport. I chwała im za to!
Oprawa imprezy godna była finałowych pojedynków o mistrzostwo świata - i chyba spodobała mi się taka formuła.
Pamiętając fakt, że na MP w Zamościu jedynymi widzami byli tylko łucznicy czekający na swoją kolejkę do strzelań - było wręcz wspaniale.
Na finały w niedzielę trybuny były całkiem-całkiem zapełnione przez publiczność.
Kto wie, może w przyszłości jest szansa, że imprezy łucznicze zyskają na atrakcyjności?... I nie tylko dlatego, że "wyrzuciliśmy" siatkarzy do Krosna...
Ale do rzeczy.
Obsada nie była duża. Raptem 260 łuczników i łuczniczek we wszystkich klasach (organizatorzy byli w stanie zapewnić start dla prawie 1000 łuczników). Faktem jest, że za kilka dni rozpoczną się Halowe mistrzostwa Europy w Turynie i nie każdy chciał (i mógł) pojawić się w Rzeszowie. Ilościowo mistrzostwa zdominowali goście zza wschodniej granicy. Jakościowo niestety także.
Niestety, bo wszystkie pierwsze miejsca w każdej klasie pojechały na Ukrainę. Cóż, byli wyraźnie lepsi.
Mamy sporo do nadrobienia, jeżeli chodzi o wyniki. Oficjalny komunikat pokaże jak strzelali wszyscy uczestnicy.
Ale - runda zasadnicza to nie to samo co pojedynki. I tutaj szanse zaczęły się nieco wyrównywać. Formuła rundek to 1 tarcza potrójna i 1 minuta dla drużyny. Naprawdę trzeba było się spieszyć by oddać swój strzał i zostawić dość czasu dla kolejnego!
Dość powiedzieć, że szereg drużyn z dołu klasyfikacji potrafiło "dogonić" najlepszych z rundy wstępnej. Typowe przejścia były na poziomie 110-115 punktów - czyli coś, co znamy na co dzień.
Finały - to już prezentacja na naprawdę wysokim poziomie medialnym. Te 20 minut na pojedynek spokojnie można było zaprezentować w telewizji. Przy dobrym komentarzu spodobałoby się to nawet laikowi.
Były i wpadki. Przede wszystkim zła komunikacja do łuczników od organizatorów. Jako, że program podporządkowany był przyjeżdżającym "gościom oficjalnym" w godzinach wieczornych, można było niedzielne rundki rozpocząć znacznie później, oszczędzając tym samym wielogodzinnej nudy zawodnikom.
Tak czy owak uważam imprezę za udaną i cieszę się, że mogłem w niej wystąpić.
Pozdrawiam (zadowolony z wyniku)
Maciek