Ja pamiętam jak miałem jakieś 9-10 lat to raz zobaczyłem łuk w rękach kolegi starszego brata, i jakoś bardzo mi się spodobał. Wtedy jeszcze gościa podziwiałem jak strzela do durnej butelki, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to totalny amator, który się bawi łukiem z decathlonu... Jakiś czas później kupił sobie porządniejszy łuk, a był to jakiś tradycyjny łuk retrorefleksyjny bodajże, ale byłem jeszcze mały więc nie pamiętam. Jego stary łuk z decathlonu trafił na osiedlową imprezę z sąsiadami, gdzie był mały sąsiedzki turniej łuczniczy, który wygrałem
. Po turnieju zostałem z jego łukiem i pod jego nieobecność sobie strzelałem
. Stwierdziłem, że łuki są naprawdę zaje....ście fajne i szybko zaczęło się proszenie rodziców o łuk. Tatuś kupił mi parę książek o łucznictwie, ale łuku nie dostałem. Poczytałem trochę o łukach i zaczął mi się marzyć nie byle jaki łuk, a longbow (moją pierwszą książką o łucznictwie było dzieło Jarosława Janowskiego - "Kusza i łuk"). Jak można się domyśleć celowałem w łucznictwo tradycyjne. Tak przez następne dwa lata interesowałem się łucznictwem, w grach komputerowych zawsze grałem łucznikami, rysowałem łuki i strzały itp. W piątej klasie znalazłem nawet ulotkę klubu łuczniczego, ale rodzice stwierdzili że jest zbyt daleko.
Po ukończeniu szóstej klasy podstawówki przeprowadziłem się na Ursynów, gdzie mieszkałem do szóstego roku życia, więc na dobrą sprawę wróciłem do starego domu, który znajdował się ... niedaleko klubu łuczniczego z ulotki!
Gdy skojarzyłem fakty, poprosiłem rodziców o pozwolenie i się udało
. Zacząłem chodzić w połowie wakacji, pamiętam jak pierwszy raz zawitałem do klubu - trafiłem akurat na klubowe zawody, jednocześnie podczas awansu na "białego łucznika" naszego zasłużonego, cennego zawodnika Rafała
. No i tak zacząłem strzelać.... (Klub ten zajmuje się łucznictwem sportowym, które wydało mi się bardzo ciekawe, więc chwilowo kompletnie zapomniałem o moim wymarzonym łuku longbow). Pamiętam moje pierwsze zawody w klubie i pierwsze zawody poza naszym klubem, które odbyły się w Marymoncie (mój wynik 240 pkt, tarcza 122 cm - 40 m, samick polaris 16 lbs i dwa miesiące treningów
). Szybko złapałem zajawkę i się w to wkręciłem - w końcu spełniłem moje marzenie, nie? Po roku częstych treningów miałem taki słaby pomysł żeby przerzucić się na łucznictwo tradycyjne - w tamtym czasie strasznie jarałem się węgierskimi łukami refleksyjnymi Csaby Grozera i Lajosa Kassaia, i chciałem taki łuk koniecznie nabyć. Na szczęście trener przekonał mnie do łucznictwa sportowego i za to będę dziękował Panu Wiktorowi do końca życia, bo okazało się, że łucznictwo sportowe stało się moją życiową pasją i w tym kierunku postanowiłem podążać.
Tak więc, nabierałem coraz więcej doświadczenia startując na różnych zawodach, strzelając z różnych łuków, aż w końcu udało mi się skompletować z pomocą trenera pełen zestaw. Przez te intensywne łucznicze trzy lata treningów, spotkałem mnóstwo fantastycznych ludzi, wygrałem w międzyczasie parę zawodów, mniej i bardziej prestiżowych (ale o tym kiedy indziej, bo nie chcę się teraz chwalić moimi wyczynami
). No i co mogę jeszcze powiedzieć? Łucznictwo jest super i każdy kto złapie zajawkę na łuki, niech jej nie traci...
Oto początek mojej historii z łukiem, ktoś może się czepnąć - początek jak i zakończenie, ale dla mnie jest to tylko zakończenie początku
Tak bywa. Sport na całe życie - pewien mądry człowiek powiedział....
PS Oczywiście longbow'a sobie w końcu kupiłem, ale strzelam przeważnie ze sportowego, bo muszę zachować formę na zawody.