niechciałbym, aby jakiś pijany do nieprzytomności myśliwy wziął mnie za dzika
Na zbiorówkach, jak sadzę, powodem większości postrzałów nie jest jednak alkohol
(chociaż pewnie i to się zdarza, ale większe ilosci alkoholu leją się zwykle "po" a nie "przed"), tylko strzelanie w momencie gdy zwierz jest za blisko linii myśliwych, którą stara się przebiec w poprzek. Nawet jeśli nie mierzymy po linii, to rykoszet od pnia drzewa potrafi spowodować "friendly fire" i tragedia gotowa. W napięciu oczekiwania na zwierzynę, podczas gdy w końcu widzimy jej szarżę na stanowisko...i bardzo chcemy nie zmarnować okazji
(na koniec polowania nadaje się tytuł "król pudlarzy" ...itp. ) łatwo przesunąć lufę o parę cm za daleko.
A dodatkowo gdy strzela się śrutem - to pomimo czoków w lufach, średnica rażenia śrutem jest stosunkowo duża i znacznie się poszerza wraz ze wzrostem odległości od lufy.
Wg mnie - taka zabawa możliwa jest wyłącznie dla świetnie wyszkolonych zawodowców (trenujących 2-3 razy tygodniowo na strzelnicach), a nie dla "pospolitego ruszenia" jakim jest nasza brać łowiecka.
Ten aspekt moim zdaniem wymaga zdecydowanych reform w regulaminie polowania.