Wiem, o czym piszecie. Z drugiej jednak strony...
Ci, co mnie widzieli - wiedzą. Jestem chudy jak szczapa i żaden ze mnie okaz sportowca... Jakieś półtora roku temu, jak się przymierzałem w jednym ze sklepów do bloczka, to zaledwie 45# udawało mi się gładko naciągnąć...
Zamówiłem KateręXL 60#, która przyjechała po dwóch miesiącach, ale, za przeproszeniem, nie siedziałem na dupie do czasu aż przyjedzie łuk. Zacząłem ćwiczyć codziennie i jak ją dostałem 55# wchodziło gładko. Przyznam się, że się bałem naszego pierwszego spotkania, że się sobą rozczarujemy
Po jakimś czasie podciągnąłem ją na 60# i... dorosłem do świadomości, że tak właściwie chętnie bym strzelał 3D a nie tarczówkę, więc kolejnym łukiem był Bear 70#. Ten Bear na początku to dopiero był wyrywacz stawów!
Ale po jakimś czasie strzelania spowszedniał... W Bearze poszło mi ramię, więc wróciłem do 60# Katery, która jest już teraz jak guma od gaci.
Na zawodach w Toszku przymierzyłem się do 80# Monstera... Nie pytajcie, co mi teraz chodzi po głowie
Te "brzydkie jak noc", z taką mocną krzywką...
Teoretycznie zgadza się, że korzyść z mocniejszego o 10# łuku to tylko parę FPS ale nic tak nie poprawia samopoczucia i wydzielania endorfin jak niezły wysiłek fizyczny
Długi trochę mi ten wywód wyszedł, ale wniosek taki, że jak ktoś ma samozaparcie do pracy nad sobą, to i 80# nie będzie mu straszne. No, bo w końcu skoro taki sucharek jak ja dał radę...?
Jak komuś się nie chce - to pewnie zwykle kończy się tak, że łuk ląduje na strychu czy Allegro (na pewno zwróciliście uwagę na tych, co decydują się na zakup sprzętu i... potem znikają z forum).
Pozdrawiam