Witam wszystkich, podczas dzisiejszego strzelania miałem bardzo dziwną sytuację, mianowicie strzelam sobie normalnie, jakby nigdy nic, odkładam mojego miśka żeby wyjąć strzały, wracam, zakładam strzałę, napinam, strzelam, a strzała zamiast w cel uderza w glebę dobry metr od celu, myślę sobie "o jasna cholera, ale mu zeszło" następna strzała i sytuacja się powtarza, i tak 5 razy z rzędu, wycelowałem około metr na lewo od celu, i trafiłem w kostkę, wszystko na dystansie mniej więcej 15 metrów. Do jasności: kable na miejscu, cieciwa na miejscu, podstawka i celownik tak samo na skali jak było, zero wiatru bocznego, chociaż żeby aż tak ściągnęło strzałę to na moje oko musiał bym być huragan. I teraz dochodzimy do mojego pytania: czy ktoś wie co mi się mogło odwalić?