Nie stosowali kompozytów nie z głupoty, lecz własnie dlatego, że byli mądrzy i potrafili dostosować sprzęt do KLIMATU.
Całkowicie zgadzam się w tej kwestii z jopsa. Decydował klimat, ale... nie tylko. Przy wszelkich łuczniczych dywagacjach historycznych, przede wszystkim trzeba bowiem brać pod uwagę determinizm technologiczny. Bo najpierw wymyślano technologię i dobierano materiał na podstawie często setek lat doświadczeń, by w końcu dopracować najlepsze warunki jego użytkowania. I zapewniam, że nasi poprzednicy byli mistrzami w doskonaleniu swojego sprzętu w warunkach, w których przyszlo im żyć.
Reasumując, sprawa nie dotyczy tylko utrzymania łuków w sprawności. Po prostu zupełnie inny materiał był powszechny i łatwo dostępny w Walii, Brytanii czy Skandynawii, a zupełnie inny na Dalekim Wschodzie. Dlatego właśnie bambsowe łuki nie mogły się pojawić u Dunów, a jesionowe w Południowych Chinach - bo w naturze ten gatunek tam nie występował.
Co do niemożliwości stosowania łuków klejonych w naszej części Europy nie do końca się zgodzę. Na Rusi były bowiem stosowane łuki spajane rybim klejem, często łączone ze skórą z jesiotra. To działało, mimo, że były to tereny znacznie bardziej wilgotne i silniej zalesione niż obecnie.
Trzecia kwestia, to dane klimatyczne. Średniowiecze było akurat okresem wyjątkowym w znanych dziejach. Przede wszystkim znacznie cieplejsze! Wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że w owych czasach Grendlandia była jeszcze zieloną wyspą, na której normalnie uprawiano zboże. Także na Islandii wolny od lodu był większy obszar niż współcześnie.
Z kuszami też nie do końca masz rację. Bo zapomniane pojawiły się na większą skalę właśnie średniowieczu. I na początku najchetniej były stosowane przez ludy o rodowodzie północnym. Także w Skandynawii i wśród ludów Północnego Bałtyku. Tu budzącymi postrach kusznikami byli Czudowie. A także Sasi, którzy z Północy najeżdżali byłe posiadłości rzymskie. Upowszechnienie kuszy miało więc kierunek z północy na południe, co przeczy twierdzeniom, że nie dało się jej tam używać.
Nie ma sensu chyba wklejanie encyklopedycznych danych o opadach i wilgotności :-) Żeby dokładnie zrozumieć jak wygląda wilgoć w azjatyckich czy środkowoafrykańskich lasach równikowych trzeba tam po prostu być. Wyroby skórzane czy drewniane z naszej strefy po jednym dniu są mokre i pokryte agresywnym grzybem, a po kilku kolejnych już nie istnieją. Ale za to drewno stamtąd przywiezione tutaj... też nie działa najlepiej :-)
Klimat Japonii opisany przez @(o.o)@ to według mnie materiał na osobną książkę. I tu też trudno sobie to wyobrazić na podstawie uśrednionych danych z Google. Tak bardzo jest zróżnicowany, podobnie zresztą jak w Korei, Mongolii czy Chinach. W tych wszystkich krajach można spotkać obszary o typowo środkowoeuropejskiej charakterystyce (przynajmniej w niektórych okresach roku), ale też w ciągu jednego dnia zaliczyć trzydziestostopniowy krańcowo wilgotny upał w dzień, a potem siarczysty mróz w nocy. Prowicnja Sinkiang, Mandżuria czy słynny Harbin to w statystyce tylko Chiny, ale klimatycznie to już całkowicie zróżnicowany świat.