Autor Wątek: Mocny łuk, kilka pytań i wątpliwości... warto?  (Przeczytany 34815 razy)

jopsa

  • Stały bywalec
  • ****
  • Wiadomości: 374
Odp: Mocny łuk, kilka pytań i wątpliwości... warto?
« Odpowiedź #75 dnia: Kwiecień 21, 2010, 07:20:16 am »
Działo się to w Królestwie Chu, około VI w. p.n.e.:
Pan Hu świetnie strzelał do tarcz. Jednak Pan Yang Youji nie cenił go i zarzucał: To nie jest prawdziwa sztuka strzelania! Czy potrafisz trafić do liścia wierzby z odległości stu kroków?. Na to Pan Hu natychmiast wybrał trzy liście wierzby i ustawił je w odległości stu kroków. Potem wypuścił po kolei trzy strzały, które trafiły dokładnie w środek każdego listka.

Eeee tam, zmyślone bez polotu i fantazji, znam lepsze bajki, w których się seryjnie zabija z łuku z większych odległości, niż wynosi zasięg muszkietu:

Pan Kmicic stał obok pana Czarnieckiego właśnie wprost kościółka i widział wszystko doskonale. Na jagody wystąpiły mu silne rumieńce, oczy stały się do dwóch świec podobne, a w ręku dzierżył łuk wyborny, który w spadku po ojcu dostał, a ten go pod Chocimiem na jednym sławnym adze zdobył. Słuchał tedy pogróżek i wymysłów, a wreszcie, gdy olbrzymi rajtar przypadł pod skałę i począł wrzeszczeć, zwrócił się pan Andrzej do Czarnieckiego:
- Na Boga! przeciw Najświętszej Pannie bluźni... Ja niemiecką mowę rozumiem... bluźni strasznie!...Nie wytrzymam! I zniżył łuk, lecz pan Czarniecki uderzył po nim ręką.
- Bóg go za bluźnierstwa skarze - rzekł - a ksiądz Kordecki nie pozwolił pierwszym nam strzelać, chybaby oni zaczęli.
Ledwie domówił, gdy rajtar podniósł kolbę muszkietu do twarzy, strzał huknął, a kula nie dobiegłszy murów przepadła gdzieś między szczelinami skały.
- Teraz wolno? -krzyknął Kmicic.
- Wolno! -odpowiedział Czarniecki.
Kmicic, jako prawdziwy człek wojny, uspokoił się w jednej chwili. Rajtar, osłoniwszy dłonią oczy patrzył za śladem swej kuli, a on naciągnął łuk, przesunął palcem po cięciwie, aż zaświegotała jak jaskółka, a następnie wychylił się dobrze i zawołał:- Trup! Trup!
Jednocześnie rozległ się żałosny świst okrutnej strzały; rajtar upuścił muszkiet, podniósł obie ręce do góry, zadarł głowę i zwalił się na wznak. Przez chwilę rzucał się jak ryba wyjęta z wody i kopał ziemię nogami, lecz wnet wyciągnął się i pozostał bez ruchu.
- To jeden! - rzekł Kmicic.
- Zawiąż na rapciach! - rzekł pan Piotr.
- Sznura z dzwonnicy nie wystarczy, jeżeli Bóg pozwoli! - krzyknął pan Andrzej.
Wtem przypadł do trupa drugi rajtar pragnąc zobaczyć, co mu jest, lub może kiesę zabrać, lecz strzała świsnęła znowu i drugi padł na piersi pierwszego.